O kontakcie
Kontakt – to nie tylko wrażliwa ręka połączona wodzą z pyskiem konia, a elastyczny ruch rozluźnionego konia, który, pracując grzbietem, sam szuka oparcia na wędzidle.
Czymże zatem jest ? od strony jeźdźca ? ten osławiony ?kontakt??
Próbując to wytłumaczyć osobom, które trenują w Enklawie, często porównuję go do trzymania się za ręce podczas spaceru. Jeśli idziecie z kimś bliskim za rękę, to przecież nie zaciskacie sztywno dłoni ani nie unosicie ręki, prawda? Trzymacie ją rozluźnioną w dole, co nie znaczy, że dłoń tej drugiej osoby się wyślizguje czy wypada. Jeszcze lepiej zrozumieją to osoby prowadzące za rękę małe dziecko (nieposiadających potomstwa serdecznie zachęcam do wypożyczenia sobie na chwilę jakiegoś spokrewnionego przedszkolaka i spróbowania): ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy latorośl postanowi się akurat wyrwać, więc chwyt trzeba mieć na tyle pewny, żeby się dziecko nie wysmyknęło, ale na tyle miękki, żeby nie trzeba było kończyć spaceru na oddziale chirurgii ręki. I znowu: przecież nie przyjdzie nikomu do głowy, żeby zadzierać dłoń do góry ze sztywnym nadgarstkiem, prawda?
Dlaczego zatem ciągle widzimy jeźdźców, próbujących za długą wodzą lub otwartymi palcami zrekompensować brak czucia, wynikający w tego, że trzymają zadarte w górę, sztywne nadgarstki, napięte przedramiona i sztywne, często przeprostowane łokcie, a wszelkie ruchy ręką generowane są z ramienia (z napiętym bicepsem, oczywiście)? Dlaczego tak trudno jest ludziom siedzącym na koniu rozluźnić ręce i pozwolić końskiemu pyskowi oprzeć się o nie, tak, jak małe dziecko wkłada dłoń w dłoń dorosłego i pozwala się prowadzić?
W moim przekonaniu kłopot w tym, że ?kontakt? to nie tylko ręka i nie dzieje się on w próżni. Uważam, że warunkiem koniecznym dobrego kontaktu jest prawidłowy, zrównoważony, elastyczny dosiad. Koń, na którym siedzi osoba, która jest mu w stanie zapewnić swobodę ruchu i zaproponować zaangażowanie zadu i grzbietu, bez zastanowienia poszuka oparcia w kontakcie, jako naturalnego dopełnienia, kropki nad ?i?.
Koń, któremu będzie niewygodnie pod źle siedzącym, asekurującym się jeźdźcem, będzie usztywniał szyję i zadzierał głowę i żadne patenty, ani też, niestety, bezwędzidłowe ogłowia, nic tu nie pomogą.
Dlatego w Enklawie, owszem, układamy rękę jeźdźca, rozluźniamy mięśnie i stawy (mała podpowiedź: sprawdźcie, czy trzymając wodze w ręku macie swobodne kostki dłoni, czy możecie poruszać palcami jak pianista), ale przede wszystkim uczymy poprawnie siedzieć.
Bo w jeździectwie od dosiadu wszystko się zaczyna i na dosiadzie wszystko się kończy. Reszta to dodatki.